„By great pyramids we met drifters and strangers” Czyli jak przez piramidę w Rapie dostaliśmy się do Sejn.
jess pisze:
Opuściliśmy Harsz, by podążyć dalej na wschód. Jak zwykle ociągaliśmy się okrutnie i znów wyjechaliśmy późno, w pełnym słońcu, w upale. Kierunek Rapa i piramida – grobowiec rodziny Farenheidów. Grobowiec wzorowany jest na piramidach egipskich i konstrukcja ma sklepienie zbliżone kątem do tychże znanych piramid. Do grobowca prowadzi wąska grobla usypana pośród torfowisk. Brzmi magicznie.
Magia piramidy w Rapie
Wiele legend krąży wokół tego miejsca. Jedna z nich i najciekawsza, to ta mówiąca o śmiertelnej kolacji rodziny, podczas której wszyscy członkowie zatruli się grzybami. Inna opowiada o zarazie panującej w okolicy, która miejscowi obwiniali złożone tam ciał, mające być marami. W obawie przed pomorem tubylcy odcięli trupom głowy. Ciekawe pomyślałam czytając o tym w Internecie, więc tym chętniej skorzystałam z przewodnictwa młodego chłopaka nazywającego siebie lokalnym przewodnikiem. Poza tym wyglądał jak jeden z dzieciaków z gry Wiedźmin, które biegały w okolicach Wyzimy.
Mały Maciek, mały, bo mógł mieć z 14 lat (przynajmniej na tyle wyglądał), w milczeniu zaprowadził nas do połowy grobli. Miał chyba wyliczone, że od tej wysokości może zacząć recytować. Chryste, gdyby chłopak tak odpowiadał na polskim, z pewnością dostał by dwóję! Momentami bałam się mu przeszkodzić i wtrącić zapytanie, zgubił by chłopak wątek i zapomniał by tekstu. Dowiedzieliśmy się jednak od niego o kamieniach mocy, które wmurowane zostały w grobowiec. Naładowaliśmy więc manę i ruszyliśmy dalej.
Most w Stańczykach w kilka sekund.
Zahaczyliśmy o mosty na Stańczykach i trójstyk granic: polskiej, litewskiej i rosyjskiej. Strona rosyjska otoczona siatką i objuczona kamerami – dziwnie tak. Wrzosu porobił fotki i jak się chwilę później okazało bezprawnie wszedł na stronę rosyjską, co zapewne nagrały wszechobecne kamery. Po fakcie zauważyliśmy znak zabraniający przechodzenia i fotografowania strony rosyjskiej. Zapytałam Wrzosa: „O kurde i co teraz?” . „Spierdalamy” – odparł Wrzos. Upał pozwolił nam bez wątpienia podjąć taką decyzję. Jedziemy do Sejn na litewskie jedzonko i ruszamy, b czas nagli, a jeszcze dziś chcemy odwiedzić Wiedźmę.
Do biebrzańskiej siedziby wiedźmy dotarliśmy wieczorem. Dużo się wtedy działo, ale o tym nie będę pisać.
wrzos pisze:
Zostawiamy Harsz i fajne jeziorko i jedziemy na północ. W miejscowości Rapa oglądamy piramidę -grobowiec rodziny Farenheidów. Korzystamy z usług lokalnego przewodnika którego Jess wzięła z litości. Opowiada pierdoły o ciekach wodnych z Egiptu i Królewca, pokazuje magiczne kamienie o różnych temperaturach różniące się jedynie chropowatością. No ale nic. Miejsce bardzo fajne, ma z pewnością jakąś magię, być może ukrytą bardzo dobrze.
Następny punkt to wiadukty w Stańczykach. Najwyższe w Polsce(40m), kiedyś duma Prus. Nie ma dobrej miejscówki, aby zrobić dobre zdjęcie. Z góry już wygląda to słabiej – bruk, latarenki itp. Czytamy trochę o historii tego miejsca, ale żar leje się z nieba tak przeraźliwy, że w sumie mamy to w dupie.
Lecimy do Sejn, tam mieści się knajpa z tradycyjną kuchnią litewską. Po drodze zahaczamy o styk granic polskiej, litewskiej i rosyjskiej. Nie jest tak fajnie jak na Kremenaros na którym też postanawiamy się pojawić w naszej podróży. 35 stopni w cieniu nie stwarza nastroju do dalszych refleksji.
W ogórku jest trochę lepiej. Wprawdzie plecy się nam do skajowych foteli, ale wiatr trochę pomaga. Jedziemy 70-80/h, ale przez tak fajne tereny że wcale nie potrzeba więcej. W Sejnach próbujemy co się da.
Chłodnik spoko, reszta średnia. Nie wiem czy drugi raz nadłożylibyśmy tyle kilometrów żeby tu zjeść. Przed knajpą kolejna sesja Venery z lokalsami i turystami. Powinniśmy brać po 5 zł za zdjęcie to by się zwróciło za benzynę chociaż.
Augustów mijamy w zajebistej burzy, rzucamy okiem na kanał, ale uciekamy na południe, nad Biebrzę. Dziś nocleg u Wiedźmy i rano wypad z nią na bagna. Zebrało się tu kilka osób z mocną potrzebą duchowych przeżyć – jutro ruszają na spływ, a dziś śpią w stodole. Nikt nie pije piwa tylko ziołowe herbaty. To nowe dla nas środowisko, ale ludzie ciekawi i przyjaźni. Dużo się dzieję. Jess w końcu się przełamuje i odmawia Koronkę a ja otwieram Ciechana. Pakujemy się do spania do busa i szybko śpimy. Pobudka o 4:30 bo później nie będzie szans na zobaczenie łosi.